Klub pani M. (recenzja)
W najnowszej powieść Mai Frost „Klub pani M.”, podoba mi się to, że kobieta jest na pierwszym planie. Wreszcie nie jest zależna od mężczyzny, nie jest mu podległa. W seksie wie na co ma ochotę, może, ale nie musi spełniać męskie fantazje. Liczy się jej przyjemność, zadowolenie i zaspokojenie.
Milena po rozstaniu z Gabrielem mieszka z matką. Kobieta trafia do szpitala, a dalsze leczenie okazuje się kosztowne. Milena nie ma za dużo pieniędzy, ale jej przyjaciółka Agata, wpada na pomysł, by otworzyć erotyczny klub. W „Klubie pani M.” można będzie uprawiać namiętny, bezpieczny seks i spełniać swoje najskrytsze fantazje. Milena zostaje jego menadżerką.
„Klub pani M.” to powieść pełna gorących, pikantnych scen erotycznych, które rozpalają zmysły. To kontynuacja „Klubu pana G.” Pierwsza część była świetna, drugiej też nic nie brakuje.
Główna bohaterka przeżywa zawirowania miłosne. Ma rozterki, nie wie, czy może zaufać mężczyźnie, który już raz ją zawiódł. Boi się, że partner ukrywa przed nią swoje sekrety.
Czy Milena zrozumie czego chce od życia i z kim pragnie być?
Podoba mi się styl autorki, który jest dosadny, ale nie wulgarny. Pisarka umie wodzić nas na pokuszenie, pobudza naszą wyobraźnię i sprawia, że w całym ciele szybciej buzuje krew.
Radzę oddawać się tej lekturze w domowym zaciszu. Jeśli zdarzy nam się czytać ją w miejscu publicznym, nasze zaróżowione policzki i przyśpieszony oddech, mogą zdradzić jak dobrze się bawimy i zainteresować osoby postronne.
Dziękuję @lipsticbooks
Wydawnictwo: Lipstick Books