Morderstwo w księgarni (recenzja)

Uwielbiam odwiedzać małe księgarnie, które mają swój niepowtarzalny klimat. Ich półki zapełnione są po brzegi. Każdy kąt wypełniają książki. W powietrzu unosi się zapach znany tylko bibliofilom. Tam czas płynie inaczej.

Flora Steele jest właścicielką niedużej księgarni. Odziedziczyła ją po swojej ciotce Violet.

Pewnego dnia zjawia się w niej Jack Carrington, poczytny pisarz. Pomiędzy półkami odkrywają ciało młodego mężczyzny. Dla policji ta śmierć nie wydaje się czymś podejrzanym. Flora myśli inaczej. To przykre zdarzenie odbiera jej klientów. Bohaterka postanawia wyjaśnić sprawę do końca. Prosi Jacka o pomoc.

Tak zaczyna się fabuła świetnego kryminału „Morderstwo w księgarni”.

Ta opowieść zauroczyła mnie od pierwszych stron. Podczas lektury do głowy ciągle przychodziły mi skojarzenia z książkami Aghaty Christie, które uwielbiam.

Wszystko dzieje się w latach 50, w jednym z małych, malowniczych angielskich miasteczek – Abbeymead.

Flora i Jack prowadzą śledztwo na cztery ręce. Dyskretnie wypytują mieszkańców, lecz i tak popadają w tarapaty. Szukają winnego oraz motywu. W międzyczasie umiera kolejna osoba, po innej ślad zaginął. Sekrety, tajemnice i legendy nie dają spokoju detektywom – amatorom.

„Morderstwo w księgarni” nie dorównuje swoim kunsztem królowej Agacie, ale to powieść, która przyciąga uwagę i sprawia wiele radości. Smakuje i orzeźwia niczym cytrynowa lemoniada w trzydziestostopniowym upale.

Kolejne tomy w przygotowaniu.

A wy, jak często zaglądacie do księgarni?

Autor książki: Merryn Allingham

Wydawnictwo: Mando