Złodziejka listów (recenzja)
Świat ciągle pędzi naprzód, ewoluuje, rozwija się. Tak samo jest z komunikacją międzyludzką. W przeszłości ludzie, jeśli chcieli przesłać wiadomości, słali do siebie listy. I często czekali długo na odpowiedź. Teraz istnieją telefony, internet, szybkie łącza. Można w kilka sekund połączyć się z kimś, kto mieszka na drugim końcu świata.
W pisaniu listów jest coś romantycznego. Nadawca przelewa na papier swoje przeżycia, marzenia, refleksje, pragnienia. Dzieli się z adresatem najskrytszymi przemyśleniami.
Astrid Rosenthal, bohaterka książki „Złodziejka listów”, to młoda Żydówka, która ukrywa się przed Niemcami. Przypadkowe spotkanie odmienia jej życie. Zakochuje się w Walterze, oficerze SS. Niestety dziewczyna przez lata musi uciekać, chować się. Często udaje kogoś, kim nie jest. Dzięki pomyślnym zbiegom okoliczności na swojej drodze spotyka ludzi, dzięki którym nadal żyje.
Dla Astrid pisanie listów do ukochanego jest momentem szczerości oraz sposobem na wyrażenie swoich emocji. Jest chwilą wytchnienia od strachu i okrucieństw wojny.
„Potrzebowałam tej miłości jak powietrza. Ona trzymała mnie przy życiu, gdy straciłam już wszelką nadzieję. Wcześniej czułam jedynie lęk. Pragnęłam ukryć się przed całym światem, stać się niewidoczną.”
Czy zakazane uczucie doprowadzi Astrid do zguby? A może przetrwa wszystkie przeciwności losu?
„Złodziejka listów” to powieść wielowątkowa. Jej akcja dzieje się w czasie drugiej wojny światowej i w 2014 roku. Jest niesamowita, porywająca, nie pozwala na chwilę wytchnienia. Fabuła potrafi zaskakiwać raz po raz, a historia przeszywa serce i duszę Czytelnika. Mocno wierzę, że zakochacie się w tej książce.
Wydawnictwo: Filia